Smak, dotyk, wzrok, słuch, równowaga, zapach, czucie własnego ciała w przestrzeni. O tych rzeczach mówi nam nieustannie, 24/7, nasze ciało. Dzięki temu wiemy, co się dzieje dookoła nas i co robić.
Oczywiście wtedy, gdy wszystko jest ok i nasz mózg radzi sobie z  przetwarzaniem takiej ilości danych. Zwykle sobie radzie, ale co, jeśli nie…?
Otóż wtedy mamy do czynienia z czymś, co nazywa się po angielsku SPD- sensory processing disorder, czyli zaburzeniem przetwarzanie informacji zmysłowych. Piszę o tym, ponieważ większość z Państwa słyszała nazwę najskuteczniejszego sposobu leczenia tego zaburzenia- Integracji Sensorycznej. (SI)

Terapia sensomotoryczna i uczenie mózgu.

W dużym skrócie, terapia ta polega na nauczeniu mózgu właściwego reagowania na otrzymane bodźce. Bo osoba mająca SPD może np. wrzeszczeć, gdy jest za głośno (autyści w centrach handlowych), cały dzień mieć świadomość dotyku ubrania na skórze czy panicznie bać się karuzeli i huśtawki. Na chłopski rozum wydawać by się mogło, że taki problem rozwiąże się u psychologa. Ale gdy człowiek lepiej poznać mechanizmy rządzące mózgiem, tak jak Jean Ayres w latach 60 tych w USA, to odkryje zupełnie coś innego. Otóż okazuje się, że by wyleczyć taki problem nie wystarczy sama praca psychologa (choć ona zwykle też jest potrzebna).

Mózg jako komputer, a proces fizjoterapii.

Posłużę się teraz porównaniem trochę homeryckim. Proszę sobie wyobrazić, że mózg to komputer. Dostaje on od naszych odbiorników zmysłowych (oczy, uszy, nos, ucho środkowe itp.) miliony bajtów danych na sekundę. By móc wśród tego gąszczu informacji odnaleźć te właściwe, następuje ostra selekcja. Tak ostra, że do naszej świadomości dociera ok. 10% tych danych. Pozostała część rozpływa się. Ale jeśli jakiś bodziec, czyli informacja z otoczenia, była dostarczana dziecku zbyt skąpo, bądź w olbrzymich ilościach, nasz komputer może mieć zły sposób odbierania tej informacji. I wtedy robi się nieciekawie, bo pojawiają się problemy. Zwykły dotyk znika (gdy np. był skąpiony dziecku w niemowlęctwie) i potrzebny jest mocny uścisk by skóra cokolwiek poczuła, a szmer jadącego samochodu tak mocno angażuje naszą uwagę, że nie potrafimy jednocześnie prowadzić rozmowy.

Zaburzenia pracy zmysłów u dzieci.

Tak więc takie zaburzenia mogą obejmować sobą dowolne informacje i pracę dowolnych zmysłów, dlatego nie będę tego zbyt dokładnie opisywać. Mogą też się objawiać na różne sposoby, choć najczęstsze są dwa: nadpobudliwość (wystarczy mała informacja od zmysłów, by mocno zareagować) lub obniżona pobudliwość (potrzeba duuuużo informacji, by ciało zareagowało).
Jeszcze parę lat temu osoby z takimi problemami nie za bardzo mogły liczyć na odpowiednią pomoc medyczną. Bo przecież to taki typ człowieka i już, że wrażliwy taki na dźwięki i wyrośnie z tego. Tak, z tego się wyrasta, bo zwykle z wiekiem człowiek uczy się sam kontrolować swoje zachowania i odczucia. Ale jeśli można dziecku oszczędzić wielu lat męczenia się i (czasem ogromnych) problemów, to chyba warto.

Jak przebiega proces integracji sensomotorycznej.

Sposób pracy z takim dzieckiem generalnie jest dość intuicyjny. Można powiedzieć, że polega na stopniowym przyzwyczajaniu pacjenta do tego, na co źle reaguje. Jeśli boi się wejść na huśtawkę, my na zajęciach będziemy dążyć do bujania go. A jeśli nie potrafi rozpoznać dłonią tego, czego dotyka, to z powodzeniem możemy bawić się z nim w wielkiej misce pełnej kaszy, ryżu i makaronu. Często patrząc z boku można odnieść wrażenie, że nie jest to terapia, a zbiór luźnych i dziwnych zabaw z dzieckiem. Jest to mylna ocena, ponieważ każda z tych zabaw jest w terapii z jakiegoś powodu. A forma zabawy jest wybrana dlatego, że naszym pacjentem jest dziecko.
Proszę teraz pomyśleć, ilu z Państwa np. nie weźmie danej konsystencji jedzenia do ust (kawałki tłuszczu, puree ziemniaczane), nie założy flanelowej koszuli bądź sztruksowych spodni, czuje dyskomfort będąc ściśniętym lub tylko wtedy czuje się zrelaksowany? To są właśnie objawy zaburzeń SI, którymi nikt się nie zaopiekował w przeszłości i ich echa rzutują na Państwa teraźniejsze życie. Ja sam mam kolegę, który przez kilkanaście lat życia nie mógł założyć ubrań z metką, bo przez całą dobę czuł dotyk ubrania na skórze. Niby głupie, ale życie utrudnia.

Nie piszę tego artykułu by pokazać, że teraz wszyscy muszą koniecznie iść na terapię SI, ale by trochę przybliżyć ten, popularny teraz temat. Chciałbym też dodać, że wg. mnie coraz większe zapotrzebowanie na taką pomoc jest spowodowane kierunkiem rozwoju naszego społeczeństwa, jego manią sterylności, porządku i ładu. A dla zdrowia czasami konieczny jest brud, taplanie się w błocie, przewracanie, ściskanie w pustym pniu drzewa. Jestem przekonany, że mając więcej czasu na kontakt z przyrodą, można by uniknąć większości tych problemów. Zostawiam Państwa z tą myślą i życzę jak najwięcej możliwości obcowania z Matką Naturą.

Jędrzej Skawina - ZnanyLekarz.pl

BLOG